O obronie skarpy wiślanej słów kilka
Początek okresu międzywojennego dla Tarnobrzega to powolna stabilizacja życia w mieście i powiecie. Nieustannie trwało odbudowywanie i porządkowanie zniszczonego wojną miasta. C.K Wyższa Szkoła Realna uzyskuje status gimnazjum i nowego patrona - Hetmana Jana Tarnowskiego. Jesienią 1927 roku na zamku w Dzikowie odbył się za aprobatą senatora Zdzisława Tarnowskiego zjazd Stronnictwa Konserwatywnego, na który został zaproszony sam marszałek Józef Piłsudski, który nie przybył ale reprezentował go jego osobisty przedstawiciel Walery Sławek. Zimą tego samego roku na Zamku Dzikowskim wybuchł pożar, i tylko dzięki nieocenionej akcji Tarnobrzeżan większość bezcennych zbiorów zamkowej biblioteki udało się uratować, w tym rękopis "Pana Tadeusza" Adama Mickiewicza. W 1929 roku do Tarnobrzega przybył prezydent Rzeczypospolitej, prof. Ignacy Mościcki, a jego wizyta związana była z pierwszym etapem realizacji Centralnego Okręgu Przemysłowego. Prezydent gościł u hr. Tarnowskiego, spotkał się również z zasłużonym dla miasta wójtem, Janem Słomką. W latach trzydziestych przebudowano kościoły w Miechocinie i Wielowsi, a w 1933 roku odbyła się ponowna koronacja obrazu Matki Boskiej Dzikowskiej. W sierpniu 1939 roku, na krótko przed rozpoczęciem wojny, hr. Tarnowski wywiózł najcenniejsze zbiory rodowej kolekcji do Lwowa.
Tarnobrzeg odczuł wyraźnie rozpoczęcie wojny już 2 września 1939 roku, kiedy to podczas bombardowania zginęło 11 obywateli miasta. Podczas kampanii wrześniowej 1939 obroną miasta dowodził zdolny podporucznik rezerwy 2 Pułku Piechoty Legionów - Józef Sarna. Był on przed wojną instruktorem w tarnobrzeskim "Strzelcu" i PW Hufcu Szkolnym przy Państwowym Gimnazjum w Tarnobrzegu. 10 września 1939 roku grupa składająca się głównie z tarnobrzeskiej młodzieży szkolnej, strzelców i harcerzy podjęła walkę z niemieckim najeźdźcą broniąc skarpy wiślanej, zwanej Skalną Górą. Pierwsze natarcie Niemców, pomimo ich znacznej przewagi liczebnej zostało odparte. Dzień później, podporucznik Sarna nakazał odwrót swoim żołnierzom i ukrycie posiadanej broni i amunicji. Sam został, wraz z pięcioma zaufanymi kolegami, uzbrojeni w dwa cekaemy, bronili miasta przez dwa kolejne dni. 13 września 1939 roku około godziny 9:00 poległ dowódca obrony Tarnobrzega - Józef Sarna, i wraz z jego śmiercią skończyła się obrona miasta. Pomimo klęski kampanii wrześniowej i okupacji, już w październiku 1939 roku zaczęto tworzyć pierwsze zalążki organizacji konspiracyjnych w mieście.
Początki "Odwetu".
Lokalny nauczyciel Władysław Jasiński ps. "Jędruś", "Kmitas" (ur. 18 sierpnia 1909 roku w Sadkowej Górze k. Mielca), który brał udział w obronie Tarnobrzega, biorąc pod uwagę ogólną dezinformację społeczeństwa tarnobrzeskiego w październiku 1939 roku rozpoczyna wydawanie biuletynu pt. "Wiadomości Radiowe". Magister Jasiński, z żoną Stefanią i małym synkiem Andrzejem, od którego imienia pochodzi najpopularniejszy pseudonim jego ojca, mieszkał przy ulicy Nadole 64, która swą zabudową przypominała bardziej wieś, niż miasto. Władysław odbywał aplikaturę adwokacką ale nie przeszkadzało mu to w organizacji na terenie miasta i powiatu kół Związku Młodej Polski. Zapał młodych tarnobrzeskich serc, wśród całej okupacyjnej rzeczywistości nakazywał im czynnie stawiać opór nieprzyjacielowi i podjąć kolejne konspiracyjne kroki.
Zdj. 1 - - Władysław Jasiński ps. "Jędruś"
Niewątpliwie kolejnym takim krokiem było założenie w październiku 1939 roku organizacji konspiracyjnej, która w początkowym okresie działalności nosiła nazwę Polska Organizacja Powstańcza (POP). Podczas początkowej działalności zastępcą "Jędrusia" był Tadeusz Dąbrowski ps. "Orzeł Wędrowny", a na terenie miasta działały następujące "piątki": "Orły" pod dowództwem Tadeusza Dąbrowskiego, "apiduchy" pod dowództwem Eugeniusza Dąbrowskiego, "Jelenie" również pod dowództwem Eugeniusza Dąbrowskiego i ostatnia "piątka" harcerska pod dowództwem Zdzisława de Ville. W pierwszej połowie listopada 1939 roku, na polecenie Władysława Jasińskiego dwie "piątki" wykonały dokładny plan miasta, z uwzględnieniem wszystkich kwater i urzędów okupanta. W tamtym okresie, rozpoczęto nasłuch audycji Polskiego Radia z Londynu, za pośrednictwem kierownika Szkoły Podstawowej w Dębie (powiat Tarnobrzeg). Członkowie organizacji zajmowali się również odszukiwaniem, konserwowaniem i ukrywaniem broni i amunicji pozostawionej kilka miesięcy wcześniej przez wycofujące się polskie oddziały, a także prowadzili intensywne szkolenie. Akcja odszukiwania broni, była bardzo ryzykowna, ponieważ okupant wprowadził godzinę policyjną, a za posiadanie broni groziła śmierć. Polegało to, po uprzednim wywiadzie wśród mieszkańców okolicznych wiosek, na ustaleniu przypuszczalnych miejsc ukrycia broni i odnalezieniu jej. Poświęcenie przyniosło jednak efektowne skutki, w postaci pięciu ciężkich karabinów maszynowych wyłowionych z bagien między wsiami Ocice i Machów. Broń zakonserwowano i starannie ukryto. W lasach Budy Stalowskiej oraz w okolicach koryta Wisły udało się odnaleźć sporo amunicji i ekwipunku wojskowego. Zdobyto też kilka karabinów, a w budynku starostwa odkopano skrzynkę z zapalnikami do pocisków artyleryjskich. Władysław Jasiński planował wydobycie dział polowych zatopionych w Wiśle przez oddziały Wojska Polskiego ale w związku z wybudowaniem strzeżonego niemieckiego mostu pontonowego w okolicach Wianka (nadwiślańskie osiedle w Tarnobrzegu) akcja stała się niewykonalna. Kompletowano również zdjęcia rozstrzeliwanych rodaków na dziedzińcu tarnobrzeskiego więzienia. Przez cały jesienny okres 1939 roku polskie podziemie liczyło na Anglię i Francję, uważano także, że klęska hitlerowskiej III Rzeszy to kwestia kilku miesięcy. Wszystkie niejasności rozwiało przemówienie generała Sikorskiego z okazji świąt Bożego Narodzenia, w którym Naczelny Wódz dał do zrozumienia rodakom, że wojna będzie długa i trudna. W marcu 1940 roku Władysław Jasiński postanowił rozpocząć wydawanie biuletynu informacyjnego "Odwet", który zyskał rangę podziemnego tygodnika. Nazwę pisma przyjęła cała podziemna organizacja, a pochodziła ona od chęci odwetu za klęskę Kampanii Wrześniowej. Jego kolportaż opierał się w zdecydowanej większości na własnych placówkach, oraz na sieci placówek Związku Walki Zbrojnej. Na początku powielano 800, a od maja 1940 roku 1500 egzemplarzy gazetki. Pismo miało czasami dziesięć, a najczęciej dwanaście stron formatu A4. Wraz z rozpoczęciem kolportażu pisma powstały dwa fundusze - "prasowy" i "samopomocowy", które miały być zabezpieczeniem finansowym "Odwetu". Biuletyn informacji radiowych, o tak dużym jak na okres okupacji nakładzie miał ogromny wpływ na podtrzymanie patriotycznego ducha Polaków, w ciężkich czasach wojny. Należy pamiętać, że czytanie "Odwetu" odbywało się w tak zwanym układzie "łańcuchowym", czyli pismo było przekazywane dalej, z rąk do rąk, co miało znaczny wpływ na wzrost liczby czytelników tygodnika. Biuletyn informacyjny w maju i czerwcu 1940 roku był często jedynym doraźnym wsparciem dla Polaków, których nadzieje na wyzwolenie stopniowo malały w związku z klęską Belgii, Danii i Holandii, a także uważanej za światową potęgę Francji. Już wiosną i latem 1940 roku "Odwet" docierał do mieszkańców nie tylko Tarnobrzega ale także Mielca, Kolbuszowej, Dębicy, Tarnowa, Dąbrowy Tarnowskiej, Krakowa, Rzeszowa, ańcuta, Niska, Leżajska, Przeworska, Jarosławia, Przemyśla, Janowa Lubelskiego, Kraśnika, Sandomierza, Opatowa, Ostrowca, Buska i Stopnicy. Wprowadzono w "Odwecie" na pewien okres ciąg rysunków satyrycznych ośmieszających Niemców, które szczególnie rozbawiały i podpierały na duchu Polaków.
Wrzesień 1940 roku przyniósł organizacji pierwsze sygnały o zainteresowaniu nią Niemców, kiedy to Tadeusz Dąbrowski na stacji kolejowej w Rozwadowie został dotkliwie pobity za podejrzenie posiadania teczki pełnej nielegalnego biuletynu. Dzięki zamieszaniu powstałemu na stacji zdołał jednak zbiec przed żandarmami. Ten incydent znacznie wzmógł czujność wroga. 2 października 1940 roku na stacji kolejowej w Tarnobrzegu przeprowadzono obławę na kolporterów "Odwetu". Do pociągu jadącego w stronę Dębicy wsiadł Władysław Jasiński, bez żadnego bagażu, czekając aż jego brat - Stanisław poda mu walizkę wypchaną gazetami w chwili odjazdu. Na szczęście podający walizkę przybył w ostatniej chwili w rejon stacji, i zauważył niemieckich żandarmów otaczających budynek. Nie miał możliwości powiadomić o tym brata, więc sam wraz z walizką oddalił się pośpiesznie w kierunku lasu Zwierzyniec. Władysław Jasiński, widząc żandarmów w pociągu po uprzednim schowaniu pistoletu w toalecie zachowywał spokój. Po chwili zorientował się, że Niemcy doraźnie kogoś szukają, więc nie zwlekając ani chwili podążył w kierunku wyjścia. Żandarmi to zauważyli ale nie zdążyli zapobiec ucieczce poszukiwanego. "Jędruś" po wyskoczeniu z pociągu pod ostrzałem niemieckich pistoletów kierował się w stronę wsi Miechocin. Po dotarciu do zabudowań, ukrył się w chlewie u gospodarza Ludwika Bąka. Wkrótce Jasiński dotarł do Kajmowa, skąd przedostał się za Wisłę. W związku z wydarzeniami 2 października 1940 roku żandarmeria aresztowała matkę Jasińskich, ale ta dzielna staruszka mimo przesłuchań Niemców nie załamała się w toku śledztwa. Od tamtego pamiętnego dnia nastał nowy okres dla organizacji "Odwet". Władysław Jasiński doszedł do wniosku, że powielanie i kolportowanie gazety na tak znaczną skalę jest nie do utrzymania. W celu odciążenia placówki konspiracyjnej w Tarnobrzegu utworzono punkt przebitkowy w rejonie Grodziska. Zmniejszono również ilość przerzutów przez stację kolejową w Rozwadowie. W związku z zainteresowaniem Niemców rodziną Jasińskich, opuścił rodzinny dom brat "Jędrusia" - Stanisław, zamieszkując pod przybranym nazwiskiem Adam Sosna w Kosierówce, w powiecie Dąbrowa Tarnowska. W tym samym czasie Władysław Jasiński, zwany w tamtym okresie Szefem Władkiem, osiedlił swoją rodzinę w wiosce Bukowa u gospodarza Andrzeja Wieczorka ps. "Chebons". Tak znaczny rozwój organizacji konspiracyjnej w powiecie tarnobrzeskim nie mógł ujść uwagi Niemców. W samym "Odwecie" dało się zauważyć brak "drygu" wojskowego i charakterystycznych zachowań wojskowych, co być może ułatwiało rozpracowanie działalności organizacji. Nad "Odweciarzami" zbierały się stopniowo czarne chmury.
Gestapo i żandarmeria przystąpiły do masowych aresztowań w marcu 1941 roku. Głównym celem był Tarnobrzeg, a także Nisko i Rozwadów. Władysław Jasiński został mocno poruszony aresztowaniami, ponieważ czuł się odpowiedzialny za wszystkich swoich młodych podwładnych. Istniały przypuszczenia, że sprawdcą "wsypy" był niejaki Grobelny, listonosz z Rozwadowa, wcielony do organizacji w celu kolportażu podziemnej prasy. Do niemieckich aresztów trafiło bardzo wielu "Odweciarzy", a wśród nich zastępca Jasińskiego, i jeden z jego najbliższych współpracowników Tadeusz Dąbrowski. Zaistniałą sytuację wykorzystali ludzie sceptycznie nastawieni do działalności "Odwetu" mocno krytykując i obarczając winą za aresztowania samego "Jędrusia". Szef Władek borykał się wówczas z dużymi rozterkami, zapewne spowodowanymi swoim wielkim poczuciem odpowiedzialności za członków organizacji. Postanowił wówczas znaleźć wiejskie kwatery dla zagrożonych "Odweciarzy", a także w jakikolwiek możliwy sposób pomóc rodzinom aresztowanych. Przede wszystkim Władysław Jasiński myślał o możliwości wyciągnięcia z więzienia w Nisku swojego przyjaciela, Tadeusza Dąbrowskiego. Przedsięwzięcie to było bardzo trudne do realizacji z wielu względów. Trzeba pamiętać, że ostatnie polskie strzały ucichły wraz z rozbiciem Samodzielnego Oddziału Wojska Polskiego majora Dobrzańskiego ps. "Hubal", zabitego 30 kwietnia 1940 roku pod Anielinem k. Opoczna. Szef Władek nakazał Eugeniuszowi Dąbrowskiemu przeprowadzenie dokładnego wywiadu odnośnie warunków Tadeusza Dąbrowskiego w więzieniu, rozmieszczenia cel, ilości strażników, siedziby gestapo, itp. W międzyczasie Niemcy pod pretekstem możliwości rozprzestrzenienia się chorób zakaźnych wprowadzili ograniczenia w korzystaniu Polaków z kolei. Tak naprawdę wiadomo było, że III Rzesza szykuje się do ataku na Związek Radziecki i przez to zatwierdzono niedogodności, polegające na tym, iż każdy podróżny musiał posiadać zaświadczenie wydane przez niemieckie starostwo o braku jakichkolwiek insektów. Rozporządzenie to bardzo pokrzyżowało plany kolporterom "Odwetu" przez co chłopcy musieli jeździć w blisko sześćdziesięciokilometrowe trasy na rowerach.
Zdj. 2 - Patrol "Jędrusiów" w drodze na "angryf"
Jasiński jednak szybko uporał się z tym problemem, bo początkiem maja 1941 roku zdobył podrobione zaświadczenia, niezbędne do podróży pociągami. Po kilkumiesięcznej rozłące Szef Władek spotkał się podczas wizytacji ze swoim przyjacielem Stanisławem Maruszakiem ps. "Gregorowicz", który jednocześnie był kierownikiem podcentrali "Odwetu" - "Wschód". Kilka dni po powrocie Jasińskiego z wizytacji gestapo ponownie uderza. Tym razem do aresztu trafia sam Stanisław Maruszak, a podczas ucieczki ginie Józef Biernat z Wielowsi. Punkt przebitkowy "Odwetu" przeniesiono z Grodziska do Lipnika koło Dynowa.
Nadszedł partyzantki czas...
Władysław Jasiński zdawał sobie sprawę, że pieniądze zdobywane z funduszu "prasowego" i "samopomocowego" nie wystarczą na zabezpieczenie wszystkich działań "Odwetu". Rozważał możliwość zabierania Niemcom niezbędnych dla życia organizacji i najuboższych ludzi produktów. Zdawał sobie jednak sprawę, że to wciąż tylko uświęcona wyższym celom kradzież. Obawiał się, że społeczeństwo będzie uważało "Odweciarzy" za złodziei. Czy po latach nie przyniesie im to złej sławy? Życie było jednak nieubłagane i Szef Władek postanawia zorganizować pierwszy "angryf" na Leśnictwo Szczeka leżące na trasie Połaniec - Rytwiany (powiat Staszów). Ustalono jednak, że w napadzie będą brały udział tylko pełnoletnie osoby. W pierwszej akcji uczestniczą: Szef Władek, Stach Wiącek ps. "Inspektor", Franek Stala ps. "Kuwaka", Frane Kasak ps. "Mały Franek", Józef Kasak, Franek Motyka, Antoni Toś ps. "Antek" i Józef Gorycki. Wszyscy posiadają broń krótką, różnego rodzaju i kalibru o niepełnych magazynkach amunicji. Oddział dociera leśną drogą z Trzcianki do Szczeki, idąc większą część drogi po ciemku. Jest godzina 22:00. Leśnictwo położone jest na uboczu wioski. Szef Władek postanawia zostawić kilku ludzi na ubezpieczeniu, a wśród nich Stacha Wiącka, w obawie przed rozpoznaniem go przez leśniczego. Z okien chaty dochodzą rozmowy i nieśmiały odblask światła. Po latach żona leśniczego, Jadwiga Zych wspomina tę noc następująco:
"Ja z siostrą, która przyjechała do nas wraz z córką, byłyśmy już w sypialni. Drzwi od kuchni były otwarte, gdyż służąca krzątała się jeszcze przy wieczornym obrządku. Wtem do mieszkania weszło czterech uzbrojonych mężczyzn - od kuchni, od kancelarii i od frontu. Siostrzenica moja i służąca narobiły krzyku. Za chwilę wszyscy domownicy, prócz męża, znaleźli się przy nas w sypialnym pokoju. Przyprowadził ich jeden z tych panów. Rozmawiał z nami bardzo grzecznie, mówił, w jakim celu przyszli, że nie mają zamiaru nas krzywdzić. Zaczął nas wiązać bardzo delikatnie, tłumacząc się, że robi to dla naszego dobra, by wyrobić nam alibi wobec ludzi ze wsi, którzy po ich wyjściu na pewno zainteresują się tym, co się u nas stało. Wszystkie te zabiegi trwały może z pół godziny. Wychodząc wystrzelili kilka razy, przestrzelili drzwi i odeszli. Na razie byłam tym wszystkim oszołomiona. Dopiero na drugi dzień dowiedziałam się o zabraniu pieniędzy u pana Karwackiego, pomocnika mojego męża, o pokwitowaniu z podpisem "Jędruś". Po fakcie, gdy to sobie wszystko uprzytomniłam, zrobiło mi się jakoś raźniej na duszy. Nabrałam pewnej otuchy po tak ogromnej beznadziejności, która od początku wojny była naszym udziałem. Cieszyło mnie to, że jest jeszcze ktoś w Polsce, kto myśli inaczej i wierzy w to, że trud walki z okupantem nie pójdzie na marne." 1
Tymczasem Szef Władek wraz z całą grupą wraca do Trzcianki, gdzie nocują w stodole u Wiącków. Była to pierwsza akcja partyzancka zorganizowana przez członków organizacji "Odwet". Trzcianka, w gminie Tursko, w powiecie Staszów, była już w tamtym czasie poważnym punktem oparcia dla Szefa Władka. Rodzina Wiącków znana była w całej okolicy, co ułatwiało organizację miejscowych kwater, a także wciągnięcie do organizacji miejscowej ludności. W niedługim czasie w ten właśnie rejon, do pobliskiej Ossali przeniósł Jasiński swoją żonę i małego Andrzejka z ich dotychczasowej kwatery w Bukowej.
W dniu niemieckiego ataku na Związek Radziecki 22 czerwca 1941 roku Szef Władek organizuje nową akcję. Lokalny opatowski wywiad donosił, że w kasie urzędu gminnego znajduje się spora suma pieniędzy. Niestety po przybyciu na miejsce i wtargnięciu do budynku pod pozorem tajnej niemieckiej inspekcji, pieniędzy nie stwierdzono. Ta akcja nie przyniosła "Jędrusiom" żadnych korzyści. Przez okres letni członkowie organizacji organizują kilka "angryfów", jak na przykład ten w październiku 1941 roku, kiedy to zarekwirowano 800 kilogramów masła przeznaczonego dla Niemców w mleczarni w Gorzyczanach, na południe od Sandomierza. Szybko zostało ono rozdane rodzinom aresztowanych lub ukrywającym się "Odweciarzom". 7 grudnia 1941 roku Zdzisław de Ville ps. "Zdzich" został zatrzymany podczas kolportażu matrycy "Odwetu" przez dwóch granatowych policjantów. Chodziło o rzekomy brak światła w rowerze. "Zdzich" próbował wytłumaczyć policjantom tę usterkę ale oni za wszelką cenę chcieli go doprowadzić na najbliższy posterunek policji. Zatrzymany wydobył "Hiszpana" i zabił komendanta granatowej policji o nazwisku Dobrzański, a policjant Januszewski został ciężko ranny. "Zdzichowi" udało się zbiec ale pozostawił rower wraz z matrycą "Odwetu". Zbieg o zajściu informuje przebywającego w pobliżu Stanisława Jasińskiego ps. "Sosna" i razem wycofują się do Józefowa, koło Staszowa. W dniu 11 stycznia 1942 roku chory "Sosna" wraca w rejon Kosierówki, gdzie miała miejsce akcja "Zdzicha".
Rok 1942 przyniósł "Jędrusiowi" najboleśniejsze jak dotąd starty. W dniu 13 stycznia gestapo aresztuje w Kosierówce Stanisława Jasińskiego wraz z Piotrem Kozłem za przechowywanie Żyda w domu państwa Kozłów. Obaj dostali się do więzienia w Tarnowie. Staszek Jasiński bardzo zżył się z miejscową ludnością, rozprzestrzeniając z pozytywnym skutkiem pismo "Odwet". Założono w pobliżu nawet punkt przebitkowy, w majątku Diament nad Dunajcem. Matryce przywożono tu z Trzcianki, a ostatnio z Józefowa koło Wiśniowej. "Skrzynka" konspiracyjna znajdowała się w sklepie Kółka Rolniczego w Otflinowie. Prowadził ją kierownik punktu przebitkowego - inżynier Jan Mika. Wróćmy jeszcze do sierpnia 1942 roku, kiedy to w więzieniu w Nisku, "Odweciarzom" prawie udało się zbiec, gdyby nie alarm podniesiony przez przerażoną kucharkę. Po tym incydencie wszyscy zostali przewiezieniu do więzienia na Montelupich w Krakowie, skąd trafiają do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Oto numery obozowe niektórych z nich: Tadeusz Dąbrowski - 22466, Franciszek Kasak - 25292, Józef Kasak - 25293, Franciszek Motyka - 25306, Stanisław Maruszak - 22488, Kazimierz Wiszniowski - 25214. Władysław Jasiński miał coraz mniej czasu na pomoc swoim uwięzionym kolegom. Przede wszystkim zależało mu na tym, żeby wiedzieli, że organizacja czuwa nad ich losem. Do tego potrzebna była spora suma gotówki. Szef Władek postanowił zorganizować "angryf" na Komunalną Kasę Oszczędności w Staszowie. W przeddzień akcji, czyli 23 stycznia 1942 roku organizuje inny skok, na młyn w Wiązownicy. Jego głównym założeniem było odwrócenie uwagi Niemców, ale przy okazji partyzanci zdobyli prawie 10 ton mąki. Warto zaznaczyć, że "Jędrusie" skonfiskowali tylko mąkę przeznaczoną dla okupanta. Następnego dnia partyzanci uderzają na KKO w Staszowie. O godzinie 12.55, a więc 5 minut przed zamknięciem kasy, do biura wszedł "Jędruś", Zygmunt Stylski i Antek Toś. "Zdzich" z Józefem Goryckim pozostali na ubezpieczeniu przy wejściu od ulicy. W pokoju, w którym znajdowała się kasa, zastali tylko dyrektora i jedną kasjerkę. Kasa pancerna była otwarta, a dyrektor wkładał do niej paczki banknotów. Władysław Jasiński zwrócił się z prośbą o udzielenie natychmiastowej pożyczki, a po otrzymaniu dokumentów wyciągnął "Visa" i kazał wszystkim stanąć przy ścianie. Antek i Zygmunt zapakowali pliki banknotów do torby, a następnie dla upozorowania przemocy przywiązano pracowników do krzeseł. "Jędruś" pokwitował odbiór pieniędzy, po czym nakazał poinformować po 10 minutach od ich wyjścia niemiecką żandarmerię. Wkrótce w "Gońcu Krakowskim" ukazał się następujący artykuł:
"Bandyci zrabowali przeszło 40 000 złotych. Staszów, 27 stycznia.
Trzech osobników, uzbrojonych w rewolwery i granaty ręczne, dokonało śmiałego napadu rabunkowego na Komunalną Kasę Oszczędności w Staszowie. (...) Bandyci wyjęli granaty i rewolwery, zakneblowali kierownikowi KKO Władysławowi Żak - Kowalskiemu i urzędniczce Jadwidze Kwiecińskiej usta, związali sznurami ręce i przywiązali do krzeseł, jednocześnie przecinając kable telefoniczne. (...) Opuszczając biuro, bandyci zagrozili zemstą w razie zameldowania o wypadku policji, przy czym jeden z nich pozostawił pokwitowanie treści następującej - Potwierdzam odbiór całej zawartości kasy KKO w Staszowie - podpis "Jędruś". Za bandytami policja wszczęła energiczny pościg."2
W kilka dni później wiadomość o akcji podało również Radio Polskie z Londynu. Tymczasem Jasiński nie próżnuje, bo już pod koniec stycznia 1942 roku uderza na Bank Rolny w Mielcu rabując 180 000 złotych! Mimo tak wielkiego sukcesu Szef Władek nie odpoczywał. W ciągu lutego 1942 roku organizuje cały szereg akcji dywersji gospodarczych przeciwko Niemcom. W kilka dni po rabunku w Mielcu "Jędruś" przeprowadza konfiskatę zboża w Rytwianach, zagarnia masło w mleczarni w Oględowie, organizuje akcję na mleczarnię w Wójczy i na gorzelnie w Wymysłowie. Ta ostatnia była jedyną nieudaną akcją w tym okresie. Tymczasem nad "Odwetem" wisiały kolejne czarne chmury, a wynikało to z grypsów otrzymywanych z więzienia w Tarnowie. Jasiński dowiedział się, że będą kolejne "wsypy". Jak najszybciej przeniósł główną kwaterę z Józefowa do Wiśniówki, małej wioski położonej między Staszowem a Osiekiem. "Jędruś" wysłał również kilkunastu członków organizacji na szkolenie motocyklowo - samochodowe do Warszawy. W dniu 17 marca 1942 roku tarnowskie gestapo wraz z lokalnymi żandarmami organizuje obławę na zlikwidowaną kwaterę w Józefowie. Pech chciał, że akurat wtedy nocował tam jeden z młodziutkich łączników. Po tym jak gestapowcy podpalili zabudowania, młodzieniec załamał się i poprowadził ich do Wiśniówki. Niemcy otoczyli samotnie stojący dom i z bezpiecznej odległości rozpoczęli ostrzał. Czteroosobowa załoga Wiśniówki broniła się przez jakiś czas ale po podpaleniu świetlnymi pociskami domu partyzanci zginęli podczas próby ucieczki. Tymczasem gestapowcy aresztują Bronisławę Kozioł, żonę Piotra uwięzionego wraz ze Stanisławem Jasińskim w Tarnowie. Dzielna kobieta po okropnych torturach nie wyjawiła żadnych informacji. Bliski załamania był brat "Jędrusia", który strasznie przeżywał to, iż cała rodzina, u której mieszkał znajduje się teraz w więzieniu. 28 marca 1942 roku dociera do "Jędrusiów" wiadomość o śmierci w Oświęcimiu Tadeusza Dąbrowskiego, a bezczelni tarnobrzescy żandarmi podczas wizyty z kondolencjami u matki zamordowanego, tłumaczą jego śmierć chorobą serca. Historycznym dniem dla całej organizacji był 25 maja 1942 roku, kiedy to w Sulisławicach doszło do małego zjazdu "Jedrusiów". Podczas spotkania Szef Władek wygłosił przemowę, w której między innymi powołał swojego zastępcę - Józefa Wiącka z Trzcianki. W okresie letnim 1942 roku przeprowadzono "angryf" na niemiecki majątek w Glinach Wielkich, rekwirując zboże, pasy transmisyjne od maszyn, uprząż skórzaną, żywność i broń. Gospodarz otrzymał "lekcję wychowania obywatelskiego", a cały majątek został odpowiednio zniszczony, tak aby więcej nie mógł służyć Niemcom. Jedną z najlepiej wspominanych akcji "Jędrusiów" był "angryf" na magazyny w Ratajach, z których partyzanci zdobyli cukier. adowanie zdobyczy do łodzi trwało całą noc, przy czym jedna z łodzi utonęła pod zbytnim obciążeniem. Po spłynięciu Wisłą, niemiecki pościg był kompletnie zdezorientowany i bez żadnych skutków szukał partyzantów. Tymczasem z tarnowskiego więzienia dochodziły niezbyt dobre wiadomości, za sprawą grypsów od "Sosny". Donosił on, że Niemcy znają położenie "Jędrusiowych" placówek, i wiedzą, że główną trasą poruszania się chłopców jest wiślany wał. Władysław Jasiński zareagował bez chwili wahania, i przeniósł kwatery w kierunku Gór Świętokrzyskich, do Ujazdu. Wkrótce partyzanci wybudowali podziemny bunkier, z pełnym wyposażeniem w stodole w wiosce Kolonia Grzybowska. "Jędrusie" potocznie nazywali tą kwaterę "Wygwizdowem". Późnym latem 1942 roku partyzanci przeprowadzili szereg udanych akcji, jak na przykład "angryf" na magazyny Społem w Mielcu czy zarekwirowanie zboża z młyna w Koprzywnicy. Niemcy zaczęli odczuwać bezsilność, ponieważ "Jędruś" uderzał w krótkich odstępach czasu w punktach oddalonych od siebie o blisko 50 kilometrów. Kreishauptmann Schluter z Dębicy polecił rozplakatować w powiatach Dębica, Mielec i Tarnobrzeg list gończy za Władysławem Jasińskim. Wyznaczono nagrodę 5 000 złotych za informacje na jego temat. Bezpośrednio po Mielcu Szef Władek zorganizował akcję na Spółdzielnię Rolniczo - Handlową w Pacanowie. "Jędrusie" zdobywają pieniądze, a na koniec Jasiński wykonuje telefon na policję informując o napadzie i zachęcając do pościgu za rabusiami. Należy wspomnieć również, o akcji na duży niemiecki majątek w Sichowie. 15 partyzanckich wozów wypchanych po brzegi wróciło wówczas ze zdobyczą. Ubezpieczenie, wracające jako ostatnie zdobyło nawet samochód lecz zepsuł się on niestety po przejechaniu 40 kilometrów, za wsią Osiek. W dniu 30 grudnia 1942 roku patrol "Jędrusiów" wykonuje wyrok na niemieckim szpiclu - Pawle Gorczyckim. Zabawę sylwestrową partyzanci spędzają w Bogorii witani hucznie przez całą wieś.
Śmierć "Jędrusia"
Od pierwszych dni stycznia 1943 roku Władysław Jasiński był stale w terenie, zarządził on również zbiórkę oddziału wieczorem 9 stycznia w Trzciance. Pech chciał, że do wsi Tursko Wielkie przybył gestapowiec Andrzej Resler wraz z dwoma żandarmami, aby wykonać wyrok śmierci za nielegalny ubój świni na chłopu o nazwisku Wołoszyn. Postawiony pod ścianą załamał się i poprowadził żandarmów do Trzcianki, do kwatery "Jędrusia". Niemcy zaczęli ostrzeliwać chatę, a z powodu braku uzbrojenia Władysław Jasiński wraz z Antonim Tosiem ps. "Antek" i Marianem Goryckim ps. "Polikier" rozpoczęli ucieczkę. Niemieckie kule dosięgły ich na wzgórzu. "Jędruś" zanim poległ zdążył jeszcze podrzeć dokumenty, tak aby nie wpadły w ręce okupanta. Tak oto zginął legendarny "Jędruś", twórca pierwszego po "Hubalczykach" oddziału partyzanckiego na ziemiach okupowanej Polski. Jego oddział walczył z wrogiem nadal, do ostatnich dni okupacji. Władysław Jasiński został pochowany 11 stycznia 1943 roku w zbiorowej mogile "Jędrusiów" w Sulisławicach.
Kolejne akcje "Jędrusiów"
Po tej stracie partyzanci nie próżnują i oto prowadzeni przez nowego szefa - Józefa Wiącka ps. "Sowa" organizują "angryf" na klimontowskie magazyny, w których Niemcy przechowują towary zarekwirowane z żydowskich sklepów.
Zdj. 3 - Józef Wiącek ps. "Sowa"
Następnie "Jędrusie" udają się przez Konary, Klimontów, Szymanowice do oniowa, gdzie opanowują majątek, należący do oddanego Niemcom hrabiego. Ów delikwent otrzymuje "lekcje wychowania obywatelskiego", a partyzanci zdobywają dużo produktów, w tym ogromne ilości sera przeznaczonego dla okupanta. Należy pamiętać, że Szef Józek cały czas podpisuje pokwitowania odbioru towaru pseudonimem "Jędruś". W dniu 14 lutego 1943 roku podczas rozwożenia w Staszowie produktów do wysłania dla uwięzionych rodaków, jeden z życzliwych partyzantom ludzi, pracownik miejscowego urzędu pocztowego przekazał Szefowi Józkowi list, w którym rodzina Sitowskich z Wiśniowej ujawniała kilkunastu ukrywających się Polaków. "Jędrusie" założyli swoje czarne furażerki z trupimi czaszkami, długie nieprzemakalne płaszcze i w połączeniu z ich wysokimi butami wyglądali bardzo podobnie do gestapowców. Czym prędzej ruszyli w kierunku Wiśniowej. Dotarli do domu Sitowskich i udając Niemców przeprowadzili rozmowę z konfidentami. Podczas dyskusji padło bardzo wiele nazwisk, często należących do znanych partyzantom ludzi. Sitowski został rozstrzelany, a jego żona dostała srogą "lekcję wychowania obywatelskiego". Następnego dnia staszowscy żandarmi dowiadując się o tej sprawie przybyli do Wiśniowej ale wszyscy świadkowie zeznali, że we wsi wieczorem byli Niemcy. Skutkiem tego była kompletna dezinformacja okupanta. 7 marca 1943 roku w ręce Jędrusiów wpadło ponad 5000 litrów spirytusu przeznaczonego dla Niemców. Należy wspomnieć, że podczas akcji nie wypito ani jednego kieliszka. Ważne jest także to, że Władysław Jasiński dawał wzorowy przykład swoim podwładnym, nie pił alkoholu ani nie palił tytoniu. Do wiosny 1943 roku ama "Wanda" wysłała ponad 500 paczek do jeńców polskich w Niemczech. 12 marca 1943 roku Szef Józek organizuje wypad na opatowskie więzienie, w którym "Jędrusie" uwalniają kilkudziesięciu osadzonych. Pod koniec marca partyzanci wykonują wyrok śmierci na Andrzeju Reslerze, zabójcy Władysława Jasińskiego. W tym okresie również w porozumieniu z Armią Krajową "Jędrusie" próbowali uwolnić więźniów z więzienia w Mielcu ale z powodu braku koordynacji i kompletnej klapy logistycznej ze strony AK partyzantom nie udało się przeprowadzić akcji.
W gestapowskiej kaźni mieleckiego więzienia przebywali tacy ludzie jak profesor Zygmunt Szewera czy profesor Józef Walczyna. Sposoby niemieckich tortur były przeróżne, od kopania i bicia po całym ciele, po podwieszanie na skutych z tyłu rękach do góry i dalsze dręczenie. Podczas jednej z takich tortur profesor Walczyna został zamknięty w ciemnej komórce i cały dzień wysłuchiwał okropnych krzyków torturowanych współwięźniów. Od czasu do czasu docierały do niego treści rozmów. I tak, pewnego razu usłyszał przez cienką ściankę komórki:
- Ilu ludzi ma pod sobą "Jędruś"? - pytano.
- Około półtora tysiąca - odparł przesłuchiwany.
Taka sytuacja od razu podnosiła na duchu profesora.
Po kolejnej nieudanej próbie odbicia więźniów z mieleckiego więzienia dowództwo Armii Krajowej, a właściwie Komenda Obwodu w Krakowie zwraca się do "Jędrusiów" z prośbą o przeprowadzenie akcji. Obiecywano awanse, stopnie oficerskie i nagrody. Szef Józek bardzo sceptycznie odnosił się do tych obietnic. Zdawał sobie jednak sprawę z powagi sytuacji, i podjął próbę odbicia więźniów. Tak więc 29 marca 1943 roku nastąpiła zbiórka oddziału uderzeniowego. Według ustaleń całe zadanie mieli wykonać "Jędrusie", a logistyką zająć się miała Armia Krajowa. Szef Józek objaśnił wszystkim zgromadzonym na czym polegać będzie akcja, a także krótko przemówił do swoich ludzi, podkreślając aby w razie jego śmierci kontynuowali. "Jędrusie" spisali się bezbłędnie i uwolnili ponad 180 więźniów bez żadnych strat własnych, w tym profesora Zygmunta Szewerę, który przed wojną był nauczycielem "Genka", "Zdzicha" i "Andrzeja" w tarnobrzeskim Gimnazjum im. Hetmana Jana Tarnowskiego. Akcja została przeprowadzona znakomicie aczkolwiek znowu zawiodła logistyka i chłopcy musieli wytrzymać głód i doszczętne przemoczenie ubrań. W odwecie za rozbicie mieleckiego więzienia tarnobrzeskie gestapo aresztuje rodziny znanych im "Jędrusiów" i wysyła do obozów koncentracyjnych.
Z początkiem kwietnia 1943 roku Szef Józek przenosi kwatery w rejon golejowskich lasów, do ziemianek. Niezbyt wygodnie żyło się w nich "Jędrusiom", zwłaszcza przez dokuczliwą w tamtym okresie pogodę. 9 kwietnia Niemcy okrążają zabudowania gospodarcze Władysława Pezdy "Grubego", u którego w domu akurat przebywali "Andrzej" i "Stalowy". Obydwu partyzantom mimo odniesionych ran udaje się zbiec a hitlerowcy mordują przed domem matkę Władka Pezdy i rozstrzeliwują jego ciężarną żonę. Przypadkiem w ręce Niemców wpada też żona Władysława Jasińskiego, ale dzięki staraniom inżyniera Pikulskiego pani Stenia zostaje zwolniona. Szef Józek jak najszybciej przenosi ją do nowych kwater, w rejon Bogorii. Tymczasem do "Jędrusiów" zaczęły płynąć skargi na członków bandy dowodzonej przez niejakiego Kozodoja, która prowadzi pijackie życie i dekonspiruje pomagających im ludzi. Szef Józek rozbraja całą "dziką" zgraję a szefa wraz z jego zastępcą rozstrzeliwuje na rynku w Osieku. Przy ich zwłokach znaleziono kartkę: "Za bandytyzm, Jędrusie." Początkiem czerwca 1943 roku "Jędrusie" likwidują działającą na podobnych zasadach bandę "Złotej Rączki". W krótkim czasie Szef Józek zmienia miejsce stacjonowania oddziału na lasy turskie, gdzie partyzanci urządzili sobie prawdziwe "wille". Końcem maja 1943 roku "Jędrusie" na prośbę Kierownictwa Walki Cywilnej na Kraj likwidują wszelkie spisy i księgi ludności lub majątków. Podczas tej akcji ginie Tadek "Inżynier", który został pochowany na cmentarzu jędrusiowym w Sulisławicach. Początek czerwca 1943 roku był dla "Jędrusiów" szczególnie niebezpieczny. Najpierw organizują zasadzkę na niemiecki patrol, a następnie stoczyli bitwę pod Strużkami, w której w sile ośmiu osób stawili czoła kilkuset niemieckim żołnierzom, ratując tym samym mieszkańców wioski. Dzięki ogromnemu szczęściu udaje im się wydostać się z pierścienia obławy zorganizowanej przez hitlerowców. Panuje jednak niepokój, Niemcy znają lokalizację kwater w turskich lasach. W czerwcu "Jędrusie" próbowali odzyskać z okolic Tarnobrzega pięć cekaemów zabezpieczonych swego czasu przez "piątki". Niestety z powodu obecności niemieckich patroli na ponad pięćdziesięciokilometrowym odcinku Wisły te próby nie powiodły się.
Zdj. 4 - Przemarsz "Jędrusiów" przez Rybnicę
"Jędrusie" w Armii Krajowej
Pamiętnym dla legendarnego oddziału dniem jest 29 czerwca 1943 roku, kiedy to ponad półtora tysiąca niemieckich żandarmów brało udział w obławie zorganizowanej na "wille" w turskich lasach. Bóg jednak czuwał nad "Jędrusiami" i znów cudem udało się zbiec z esesmańskich rąk. Hitlerowcy zdobyli jednak cały partyzancki majątek - razem 35 wozów sprzętu. Rozgłosili też wiadomość że cała "banda" została wybita. Wśród mieszkańców okolicznych wsi zapanowało nietypowe przygnębienie. Szef Józek przeniósł główną kwaterę w rejon Sulisławic. Postanowił również chwilowo przycichnąć w swojej działalności, ze względu na bezpieczeństwo ludzi, którzy im pomagali. Dla utrzymania kontaktów z terenem wysyłane były dwuosobowe lub pojedyncze patrole. W wyniku "wsypy" zamordowany został Zdzisław de Ville ps. "Zdzich". Hitlerowcy zdarli nawet z jego wiatrówki harcerski krzyż. Szef Józek przeniósł kwatery do Lesiska. "Jędrusie" rozpoczęli nasłuch Polskiego Radia, a także wznowili kolportaż "Odwetu". Jesienią 1943 roku "Bobo" wraz z "Falą" (Januszem Lipskim) wykonali wyrok śmierci na niemieckim konfidencie Zygmuncie Gaszyńskim podczas meczu piłkarskiego. Przez cały ten okres aż do końca 1943 roku "Jędrusie" stawiają sobie za cel likwidacje wszelkiego rodzaju złodziejstwa i bandytyzmu. Wykonują kilka obław i w kilkunastu miejscach zaprowadzają ład i porządek.
W listopadzie 1943 roku "Jędrusie" scalają się z Armią Krajową na następujących podyktowanych przez siebie warunkach:
1. W związku z nazwaniem w przeszłości przez ZWZ i AK oddziału "Jędrusiów" "dziką grupą", a także nawiązując do posiadanych przez nas informacji o wydanym przez Komendę Obwodu AK w Sandomierzu w roku 1942 wyroku śmierci na "Jędrusia" - domagamy się pełnej rehabilitacji twórcy organizacji "Odwet" i grupy partyzanckiej "Jędrusie" - śp. mgr. Władysława Jasińskiego.
2. Członkom "Odwetu" i partyzantom "Jędrusia" zostanie zaliczony cały czas służby w konspiracji przed scaleniem.
3. Scalenie "Jędrusiów" i dalsze podporządkowanie nastąpi na szczeblu Inspektoratu AK, a nie Obwodu.
4. Oddział partyzancki "Jędrusie" zachowa nadal swoje dowództwo, którego zmiana może nastąpić tylko za zgodą samych "Jędrusiów".
5. Wszelkie akcje oddziału "Jędrusiów" nie będą wymagały wcześniejszego ich akceptowania przez dowództwo Inspektoratu AK.
6. "Jędrusie" dysponować będą wszelką "zdobyczą" w ramach swoich potrzeb, przekazując ewentualne nadwyżki uzbrojenia i żywności do magazynów mobilizacyjnych AK.
7. "Jędrusie" w dalszym ciągu będą wydawać własną tajną prasę pt. "Odwet", bez cenzury Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK.
Były to bardzo mocne warunki. Jak się później okazało, najwięcej kłopotu sprawił punkt pierwszy i ostatni partyzanckich wymogów. Życie "Jędrusiów" na dobrą sprawę nie uległo zmianie. Nigdy nie przyjęły się stopnie, odznaczenia i dyscyplina wojskowa. Cała organizacja opierała się na zasadzie "dyscypliny świadomej".
W grudniu 1943 roku "Jędrusie" przeprowadzają "angryf" na cukier przewożony kolejką wąskotorową w Bogorii. Ponad trzydzieści wozów słodkiej zdobyczy znalazło się w partyzanckich rękach. W tym miesiącu również rozpoczęła działalność podchorążówka zorganizowana przez "Jędrusiów". Trzeba jeszcze pamiętać, że kilka tygodni wcześniej partyzanci zdali "małą maturę". Jako ciekawostkę należy wspomnieć, że we wrześniu 1943 roku "Jędrusie" przebyli na swych rowerach 653 kilometry leśnych ścieżek, w październiku 593, a w listopadzie 730. W dniu 28 grudnia 1943 roku doszło do wizytacji oddziału przez pułkownika Antoniego Żółkiewskiego ps. "Lin".
Początkiem 1944 roku "Jędrusie" kilkukrotnie urządzają polowania w turskich lasach. W dniu 29 lutego "Andrzej Tarzan" został najechany przez trzech hitlerowców w Grębowie. Po zlikwidowaniu dwóch, ostatni zbiegł z pola walki. Jak się później okazało zabici zostali znani z okrucieństwa żandarm Wohlmann i granatowy policjant Dec. W tamtym okresie Szef Józek zorganizował wiele wypraw w celu zdobycia broni i sprzętu. Wkrótce wśród "Jędrusiów" znalazło się dziewięciu kaprali podchorążych, którzy zdali egzamin w partyzanckiej podchorążówce. W połowie marca partyzanci udają się do Koprzywnicy w dzień targowy, celem rozbrojenia kilku Niemców. Zdobyto wówczas pistolet P-38, karabin oraz dwa pistolety maszynowe. W dniu 19 marca 1944 roku, w dzień imienin Szefa Józka zespół redakcyjny "Odwetu" przekazał mu stustronicową książkę, opisującą życie Oddziału Partyzanckiego "Jędrusie" przez cały poprzedni rok. Książka ta nosiła tytuł "Nie zdobi nas mundur, nie chwali nas sztab" i została opracowana przez redakcję pisma "Odwet". "Jędrusie" bez ustanku ćwiczyli w swych kwaterach w turskich lasach szyki bojowe, poruszanie się w kolumnie, tyralierze czy roju, w zależności od ognia nieprzyjaciela. Wykonywano również zadania zlecane przed komendę Inspektoratu Armii Krajowej, takie jak na przykład zabezpieczenie kosza zrzutowego 8 kwietnia 1944 roku. W tym czasie również Szef Józek z akcji na terenie powiatu mieleckiego przywozi samochód osobowy marki "Hanomag". W czerwcu 1944 roku w skład "Jędrusiów" została włączona Grupa Lotna Obwodu Sandomierskiego dowodzona przez sierżanta "Orlicza" (Stefan Franaszczuk). Rankiem 2 lipca 1944 roku Niemcy przeprowadzają kolejną obławę w turskich lasach ale szczęście nadal było po stronie partyzantów i wszystko zakończyło się szczęśliwie. Latem 1944 roku ponownie odbywa się wizytacja oddziału przez pułkownika "Lina". Zostają rozkazem powołani dowódcy plutonów: Stach ps. "Inspektor", "Zdzich Tarzan", "Bobo", a ich zastępcami byli: "Andrzej", "Genek" i Kazik "Sokół".
Dnia 1 sierpnia 1944 roku do "Jędrusiów" dociera wieść o Powstaniu Warszawskim. Tego również dnia część zgrupowania Obwodu Armii Krajowej Sandomierz stacza w sile około 600 żołnierzy wielogodzinną walkę ze zdążającymi w kierunku Wisły oddziałami niemieckimi 42 Korpusu. Od tamtej pory "Jędrusie" ciągle są przy żołnierzach Armii Krajowej tworząc 4 kompanię 2 Pułku Piechoty Legionów Armii Krajowej. Żołnierze rozpoczynają marsz na pomoc walczącej Warszawie. W dniu 24 sierpnia 1944 roku cała 2 Dywizja Piechoty Legionów dostaje rozkaz zaprzestania marszu, po czym kieruje się w kierunku Kielecczyzny. Po rozproszeniu pułku "Jędrusie" przechodzą w Góry Świętokrzyskie i pozostają tam do stycznia 1945 roku, czyli do czasu wkroczenia na te tereny Sowietów.
Zdj. 5 - Siekierzyńskie lasy, grudzień 1944 r
Nastąpiły liczne aresztowania ze strony UB i NKWD, część partyzantów zostaje zesłana na Sybir lub uwięziona. W 1957 roku staraniem byłych członków oddziału na cmentarzu w Sulisławicach powstaje pomnik, na którym wyryto nazwiska i pseudonimy partyzantów poległych w walce z okupantem. Umieszczono także poniższy napis:
ŻE WIDZIAY DNI STRASZNE, PONURE I KRWAWE,
NIECHAJ TYLKO TO JEDNO PAMIĘTAJĄ O NAS,
ŻEŚMY PADLI ZA WOLNOŚĆ, ABY BYA PRAWEM."
Zakończenie
Wspomnienia o dzielnych partyzantach ciągną się szerokich echem aż po dzisiejszy dzień. Oby nigdy nie zapomniano o ich odwadze i poświęceniu oraz o tym, jak mocno wierzyli w wolną i niepodległą Polskę. Oby pamięć o Władysławie "Jędrusiu" Jasińskim przetrwała w nas jak najdłużej, i obyśmy brali z niego przykład w codziennym życiu. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tego krótkiego tekstu, zawierającego opis tylko wybranych wydarzeń z życia "Jędrusiów", każdy z nas, tarnobrzeskich Strzelców uświadomi sobie jak zaszczytne imię nosi nasz oddział - imię legendarnego Oddziału Partyzanckiego Armii Krajowej "Jędrusie". Na koniec zacytuję jeszcze dwa ostatnie akapity z aktu przekazania nam historycznego jędrusiowego proporca:
"Słowa: Bóg - Honor - Ojczyzna widniejące na awersie tego Proporca niech staną się dla was największą wartością. To właśnie dzięki tym ideałom "Jędrusie" nie zginęli, lecz żyją w pamięci naszego społeczeństwa.
Wy, następcy "Jędrusiów" przyjmijcie ich postawę jako wzór do naśladowania w pełnieniu obowiązków służenia Ojczyźnie."
sierż. ZS ukasz Kacprzak
1.Bibliografia:
1 - Eugeniusz Dąbrowski "Szlakiem Jędrusiów", Kraków 1992, s. 46-47.
2 - Eugeniusz Dąbrowski "Szlakiem Jędrusiów", Kraków 1992, s. 58.
2.Spis ilustracji:
1) Zdjęcie 1 - Władysław Jasiński ps. "Jędruś": E. Dąbrowski "Szlakiem Jędrusiów", Warszawa 1967, s. 2.
2) Zdjęcie 2 - Patrol "Jędrusiów" w drodze na "angryf": E. Dąbrowski "Szlakiem Jędrusiów", Warszawa 1967, s. 33.
3) Zdjęcie 3 - Józef Wiącek ps. "Sowa": E. Dąbrowski "Szlakiem Jędrusiów", Kraków 1992, s.113.
4) Zdjęcie 4 - Przemarsz "Jędrusiów" przez Rybnicę: E. Dąbrowski "Szlakiem Jędrusiów", Kraków 1992, s.209.
5) Zdjęcie 5 - Siekierzyńskie lasy, grudzień 1944r: E. Dąbrowski "Szlakiem Jędrusiów", Kraków 1992, s.209.